Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Challenger usiadł na pniu ściętego drzewa, pieniąc się z niecierpliwości, ale Summerlee i ja przyznaliśmy słuszność uwagom lorda Johna. Wdrapanie się na skałę teraz przy pomocy liny nie przedstawiało już wielkich trudności. W godzinę powróciliśmy z bronią, a z nami przybyli dwaj metysi, niosąc zapas żywności na wypadek, gdyby nasz pierwszy pobyt na płaskowzgórzu miał się przedłużyć. Zaopatrzyliśmy się też obficie w ładunki.
— A teraz, profesorze, proszę pana, jeśli już istotnie chce pan być pierwszym — zakomenderował lord Roxton, gdy wszystkie przygotowania były ukończone.
— Ogromnie jestem zobowiązany za łaskawe przyzwolenie — odburknął Challenger, który nie uznaje niczyjego autorytetu — skoro pan uprzejmie zgadza się na to, abym był pionierem, nie omieszkam z tego skorzystać.
Zarzuciwszy sobie siekierę na ramię, siadł okrakiem na zwalonym pniu i począł się po nim posuwać. Dopełznąwszy w ten sposób do przeciwległego brzegu, wyskoczył nań i podniósł w górę ramiona.
— Nareszcie — zawołał — nareszcie!
Patrzyłem za nimi nie bez uczucia strachu, spodziewając się, że lada chwila coś strasznego wyłoni się z zielonej gęstwiny krzewia, ale naokoło panował najzupełniejszy spokój, tylko jakiś dziwacz-