Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tem jaki przyjmowała sprawa, i następstwami, jakie mogły z tego wyniknąć. Sytuacja wogóle była dość utrudniona, ale jeżeli złość ludzka miała się połączyć z przeszkodami piętrzonemi przez naturę, to położenie nasze było istotnie beznadziejne. A jednak, spoglądając na bujną zieloność, która zwieszała się zaledwie o kilkaset stóp nad naszemi głowami, żaden z nas nawet na chwilę nie pomyślał o powrocie do Londynu, przed wdarciem się aż do głębi płaskowzgórza.
Zastanawiając się nad sytuacją, doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie posuwać się wzdłuż skał, szukając jakiegoś innego przejścia. Łańcuch ich zniżał się coraz bardziej i poczynał już biedz ku północy, coby wskazywało, że ich obwód nie jest bardzo wielki. W najgorszymi więc razie znaleźlibyśmy się po paru dniach wędrówki w punkcie wyjścia. Przeszliśmy tego dnia jakie dwadzieścia dwie mile. Nasz aneroid wskazywał, że idąc wciąż w górę znaleźliśmy się, od chwili opuszczenia naszych łodzi, o jakie trzy tysiące stóp po nad powierzchnią morza, to też zmiany klimatu i roślinności są bardzo znaczne. Nie widać już tych okropnych owadów, które są plagą podzwrotnikowych okolic, spotyka się jeszcze nieco palm i sporo drzew paprociowych, ale wielkie lasy wybrzeży Amazonki pozostały za nami. Wśród tych ponurych skał z przyjemnością zauważyłem powoje i begonje, przypominające mi żywo rodzime