Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wdzieraliśmy się na skałę i którą zabraliśmy na płaskowzgórze. Wynosiła przeszło sto stóp długości, a choć cienka, była bardzo mocna. Challenger sporządził coś w rodzaju skórzanej obroży, otoczonej długimi pasami skóry. Obrożę tę nadział na balon, a postronki zebrał razem ze spodu, tak, że wszelki ciężar, zawieszony na nich rozkładałby się równo na dość znacznej powierzchni. Poczem obwiązał postronkami złom bazaltowy, a przymocowaną linę obwinął sobie kilkakrotnie koło ramienia.
— Teraz — rzekł z uśmiechem zadowolenia — teraz zademonstruję wam siłę mego aparatu.
I z temi słowy przeciął przytrzymujące balon sznury.
Nigdy jeszcze nasza wyprawa nie znalazła się w tak krytycznem położeniu; uwolniony balon uniósł się błyskawicznie w górę, a nim, porwany z ziemi, frunął i Challenger. Zaledwie zdołałem pochwycić go wpół, gdy i ja utraciłem grunt pod nogami; poczułem, że lord John złapał mnie za nogi i że wraz z nami uniósł się w powietrze. Przez chwilę błysnęła mi wizja czterech podróżników wirujących, niczem sznur serdelków, nad odkrytą przez siebie ziemią. Szczęściem jednak wytrzymałość liny miała węższe granice niźli siła nośna tego piekielnego aparatu. Coś trzasło i po chwili leżeliśmy jeden na drugim na ziemi, a wraz z nami zwój oberwanej liny, a kiedyśmy się wreszcie zerwali na nogi, złom bazaltowy migał już w obłokach jak ciemny punkcik.