Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

otoczony jak operetkowy sułtan rojem indjanek, przybranych w długie powiewne szaty.
Summerlee zagłębił się w studjowaniu ptaków i owadów płaskowzgórza i cały swój czas (prócz licznych chwil spędzonych na wymówkach, jakie czynił Challengerowi za niewydobycie nas stąd) trawił na klasyfikowaniu swych zbiorów.
Challenger spędzał całe ranki na samotnych wycieczkach, z których powracał nastrojony uroczyście, jak człowiek, który dźwiga na barkach ciężar ogromnej odpowiedzialności. Pewnego dnia, otoczony swemi wielbicielkami, uzbrojony w nierozłączną palmę, zaprowadził nas do swej pracowni i wtajemniczył w swe plany.
Pracownia ta była wielką polanką wśród palmowego gaju, tryskał wśród niej jeden z tych błotnistych gejzerów, jakie już poprzednio opisywałem. Naokoło leżały rozrzucone postronki, wykrojone ze skóry iguanodona, i olbrzymi pęcherz, który był wysuszonym i oczyszczonym żołądkiem wielkiej wodnej jaszczurki. Pęcherz ten był zeszyty w kształcie worka i posiadał tylko jeden otwór, w który wpuszczone były wydrążone trzciny, tkwiące drugim końcem w błocie gejzera. Pęcherz w naszych oczach napełnił się gazem, i począł unosić się z ziemi, tak że Challenger musiał go przywiązać postronkami do drzew, a w pół godziny stał się zbiornikiem gazu; z naprężenia przytrzymujących go sznurów można było wnioskować o sile tego balonu.