Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kierownictwem łowiło im harpunami wielkie wodne jaszczurki. Lord John i ja pozostaliśmy w obozie; kilkunastu indjan, zajętych rozmaitą pracą, uwijało się na skalistym zboczu w pobliżu jaskini, gdy nagle rozległ się przeraźliwy okrzyk „Stoa“ i ze wszystkich stron posypali się mężczyźni, kobiety, dzieci, krzycząc ze strachu i uciekając panicznie w stronę jaskiń, aby się ukryć na ich stromych schodach i w ich wnętrzu. Znakami wzywali nas do pójścia za ich przykładem, obydwaj więc chwyciliśmy za karabiny i wybiegliśmy, aby się przekonać co za niebezpieczeństwo nam grozi.
Nagle z za drzew wybiegło dziesięciu lub dwunastu indjan, a za nimi pędziły dwa potwory takie, jak ten, który napastował nasz obóz i ten co trapił mnie podczas owej samotnej wycieczki. Kształtem przypominały olbrzymie ropuchy, a poruszały się olbrzymimi susami, ale ohydne ich cielska były większe od największego słonia. Nigdy jeszcze nie oglądaliśmy ich w dzień bo są to nocne zwierzęta, i nie ukazują we dnie, o ile nie spłoszyć je z legowisk, tak jak to miało miejsce w danym wypadku. Byliśmy wprost oszołomieni ich wyglądem, gdyż łuskowata ich skóra pokryta była wrzodami i za każdym ich ruchem mieniła się kolorowo w blaskach słońca.
Nie mieliśmy jednak czasu zbytnio im się przyglądać, gdyż wnet dopadły uciekających, siejąc