Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

którzy traktowali go z widocznym szacunkiem. Wiekiem wydawał się najmłodszy, był jednak tak dumny i śmiały, że gdy Challenger położył mu rękę na głowie, rzucił się, jak koń dotknięty ostrogą, i, z gniewnym błyskiem w ciemnych źrenicach, odsunął się od profesora; poczem położywszy rękę na piersiach; powtórzył kilka razy z godnością słowo „Maretas“. Profesor Challenger jednak, niestropiony, chwycił za ramię innego jeńca, i pokazując go nam, tak jak się pokazuje klasie rzadki jakiś okaz, zaczął wykład:
— Osobnik tego typu — mówił swym tubalnym głosem — ze względu na budowę czaszki, wymiar twarzy i inne cechy, nie może być zaliczony do rzędu niższych stworzeń. Przeciwnie, musimy go postawić wyżej wielu plemion Ameryki Południowej, i dlatego żadną hipotezą niepodobna wytłumaczyć ewolucji takiej rasy na tem płaskowzgórzu. Różnica, jaka ich dzieli od małpoludzi i prymitywnych zwierząt, zamieszkujących Ziemię Maple White, jest zbyt wielką, aby mogli oni dojść tutaj do obecnego swego stopnia rozwoju.
— Skądże się więc tu wzięli, u licha? zagadnął lord Roxton.
— Nad tem pytaniem zastanawiać się będą bezwątpienia wszystkie towarzystwa naukowe Ameryki i Europy — odparł profesor — mojem zdaniem — tu wyprężył pierś i spojrzał wyzywająco na nas — mojem zdaniem proces ewolucji odbywa