Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Prowadzi pan dziennik naszych przygód, panie Malone, i ma pan zamiar ogłosić go drukiem — zaczął uroczyście.
— Jestem tutaj jedynie, jako przedstawiciel prasy — odparłem.
— Otóż właśnie. Słyszał pan zapewne nierozsądne słowa lorda Roxtona, insynuujące... hm... niejako podobieństwo...
— Owszem, słyszałem je.
— Nie potrzebuję panu chyba wspominać, że wszelki rozgłos nadany tej uwadze — jakiekolwiek zbyteczne jej roztrząsanie w druku — byłoby niezmiernie obraźliwem dla mnie.
— Będę się ściśle trzymał prawdy.
— Lord Roxton pozwala sobie częstokroć na uwagi bardzo fantastyczne, przyczem gotów jest przypisywać najabsurdalniejszym przyczynom, hołd jaki oddają wyższym duchom najbardziej nawet nierozwinięte osobniki.
Pan rozumie co chcę powiedzieć, prawda?
— W zupełności pana rozumiem.
— Polegam więc w tej sprawie na pańskiej dyskrecji. — Po chwili zaś dodał: „ten król małpoludzi miał jednak w sobie coś niepospolitego. Moim zdaniem wyróżnił się inteligencją i urodą. Nie uderzyło to pana?
— Istotnie, był niepospolity — odparłem.
Profesor, widocznie uspokojony, ułożył się znowu do snu.