Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Summerlee nie odpowiadam. Jedyna pociecha, że czy tak, czy owak byliby z nim zrobili koniec, więc moja ucieczka nie pogorszyła w niczem sprawy. Tego jestem pewien. Tem nie mniej honor nie pozwala nam porzucić ich w biedzie i musimy albo ich wyratować, albo los ich podzielić. Musi więc pan zebrać się z siłami i odpowiednio nastroić, młodzieńcze, bo los nasz dzisiaj się rozstrzygnie.
Starałem się oddać o ile możności sposób mówienia lorda Roxtona, jego krótkie zwroty, na pół żartobliwy, na pół niedbały jego ton. Ale człowiek ten był urodzonym wodzem. W miarę niebezpieczeństwa spokój jego wzrastał, słowa padały pewniej, jego don Kiszotowski wąs jeżył się i ruszał, wszystko to czyniło zeń nieporównanego towarzysza w takich, jak ta godzinach.
Gdyby nie lęk o życie obydwu profesorów czułbym się wprost szczęśliwym, iż w towarzystwie takiego człowieka danem mi będzie walczyć o życie. Podnosiliśmy się już z naszych miejsc, ukrytych w głębi cierni, gdy nagle lord John schwycił mię za ramię.
— Na honor, idą! — szepnął.
Z naszej kryjówki widzieliśmy głąb lasu, poszytą zielenią gałęzi i zarośli. Gromada małpoludzi przedzierała się przez nie, szli pojedyńczo, skurczywszy nogi, zgarbiwszy plecy, dotykając rękoma ziemi i obracając głowy to w prawo to w lewo.