Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wydaje mi się przeraźliwą zmorą. Pamięta pan ten gaj bambusowy u podnóża skał? Tam gdzieśmy znaleźli szkielet amerykanina? Otóż rośnie on tuż pod osadą małpoludzi, pod skałą, z której strącają swoich jeńców. Szukając uważnie, bylibyśmy znaleźli niejeden szkielet. Na skałach znajduje się jakby rodzaj placu, a egzekucja odbywa się z całą paradą. Skazańców strącają po kolei, a zabawa polega na tem, czy strącony rozbije się na miazgę, czy też nadzieje się na ostre bambusy. Powlekli nas na tę ceremonję, a całe ich plemię rozłożyło się na skałach, aby dobrze widzieć. Czterech krajowców musiało zeskoczyć, a bambusy przeszły przez nich, jak druty przez pończochę; nic dziwnego, że kiedyśmy znaleźli szkielet owego Jankesa, trzciny rosły między jego żebrami. Był to widok straszny, a jednak nieodparty. Nie mogliśmy odeń oderwać oczu, myśląc ciągle, że niebawem przyjdzie kolej i na nas.
Jednak nie przyszła. Sześciu krajowców zachowali sobie na dzisiaj — tak przynajmniej wnioskuję. My jednak mieliśmy być atrakcją przedstawienia. Challenger możeby się wywinął, ale Summerlee i ja byliśmy niezawodnie w programie. Mowa tych małp składała się przeważnie z mimiki, więc nie miałem zbytniej trudności, aby zrozumieć o co im chodzi Doszedłem też do przekonania, że najwyższy czas porzucić ich towarzystwo; kwestja ocalenia spadała całkowicie na mnie, gdyż Summerlee był do niczego, a na Challengera niewiele więcej można było