Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czy. Niema czasu na rozmowę, ani na zbytnie namysły. A teraz w nogi, albo już po nas“.
Na pół jeszcze śpiący, niezdolny pojąć co to wszystko znaczy, znalazłem się wraz z nim w lesie, dźwigając po fuzji na każdem ramieniu, a w rękach pełno najrozmaitszych zapasów.
Lord John przedzierał się przez najgęstsze zarośla, aż wreszcie dotarszy do rozłożystego krzaka cierniowego, zaszył się weń, nie zważając na kolce i pociągnął mnie za sobą.
— Nareszcie — zawołał — zdaje mi się, że tutaj jesteśmy bezpieczni. Splądrują obóz — to jasne jak słońce. Będzie to ich pierwszą myślą, no ale się zdziwią.
— Co to wszystko znaczy? — spytałem, schwytawszy wreszcie oddech — gdzie są obydwaj profesorowie? Przed kim się kryjemy?
— Przed małpoludźmi — szepnął — Wielki Boże, cóż to za potwory! Niech pan nie podnosi głosu, bo mają oni słuch czujny, — no i bystry wzrok, ale, o ile mi się wydaje, nie mają wcale powonienia, tak, że wątpię aby nas mogli zwietrzyć. Ale gdzie pan był, młodzieńcze? Nie brał pan udziału w naszych przejściach.
W kilku słowach opowiedziałem mu moje przygody.
— Kiepska historja — rzekł usłyszawszy o dinosaurze i upadku do jamy. Nie można powiedzieć aby to płaskowzgórze było idealnym miejscem wypo-