Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To, na co się pan godzi, czy nie godzi, ma dla mnie niezmiernie małe znaczenie. Ale stwierdzam z przyjemnością, że umysł pański objął przynajmniej istnienie płaskowzgórza. — Challenger spojrzał nagle w górę i, ku naszemu zdumieniu, zeskoczywszy ze skały, porwał Summerlee za brodę i odrzucił mu w tył głowę. Patrz pan — wrzasnął głosem ochrypłym z podniecenia: patrz pan, czy widzisz, w jakiej formie istnieje życie na płaskowzgórzu?
Gęste zarośla porastały skały, a z tych zarośli wynurzyło się nagle coś czarnego i błyszczącego. W miarę jak posuwało się zwolna naprzód by zawisnąć nad urwiskiem, ujrzeliśmy iż był to wielki, czarny wąż z płaską, łopatowatą głową. Przez chwilę chwiał się nad nami, a poranne słońce błyszczało na jego lśniącej łusce, potem cofnął się zwolna i znikł. Summerlee z takiem zainteresowaniem przyglądał się temu zjawisku, że nie zareagował na ruch Challengera i wyswobodził się z nieproszonego uścisku dopiero wówczas, gdy wąż znikł.
— Byłbym panu bardzo wdzięczny profesorze Challenger — rzekł z godnością — gdyby pan zechciał robić nadal swoje uwagi i obserwacje bez chwytania mnie za brodę. Nawet ukazanie się zupełnie pospolitego, skalnego pytona nie usprawiedliwia podobnej poufałości.
— Ale przekonał się pan że na płaskowzgórzu istnieje życie — odparł tryumfująco Challenger — teraz dowiódłszy tego faktu, w sposób nie pozosta-