Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T1.pdf/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wają się wzdłuż przystani, ku pomostowi jaki ją łączy z jednym ze statków. Przed nimi tragarz pcha wózek naładowany walizami, pledami, podłużnymi pudłami, kryjącemi fuzje. Profesor Summerlee, chudy, melancholijny, idzie z pochyloną głową tak jakgdyby opłakiwał sam siebie. Lord Roxton stąpa żwawo, a pod podróżną czapką ściągła jego twarz promienieje zadowoleniem. Co do mnie czuję się szczęśliwym, iż minęły te gorączkowe dnie przygotowań i pożegnań, i jestem pewny że zachowanie moje zdradza to uczucie. Nagle, w chwili gdy dochodzimy już do statku, jakiś głos odzywa się za nami. To profesor Challenger któren obiecał odprowadzić nas, biegnie za nami, czerwony i zziajany.
— Nie, dziękuję panom — mówi — nie mam zamiaru wchodzić na pokład. Mam tylko parę słów do powiedzenia, i mogę równie dobrze powiedzieć je tutaj. Przedewszystkiem chciałbym zaznaczyć iż w najmniejszym stopniu nie czuję się zobowiązanym względem panów za to że puszczacie się w tą podróż. Jest to dla mnie najzupełniej obojętne i nie widzę powodu do jakiejkolwiek z mej strony wdzięczności. Prawda pozostanie prawdą i żadne zarzuty nie zdołają jej zmienić, nawet jeśli podniecają niechęć i ciekawość pewnej ilości niedorozwiniętych ludzi. W tej oto zapieczętowanej kopercie znajdują się wskazówki co do waszej drogi, przeczytacie je panowie po przybyciu do miasta Manaos nad Amazonką, ale nie przed nadejściem dnia i go-