Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T1.pdf/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ności. No i cóż z tego będzie? Czy ta awantura krzyżuje też i pańskie plany?
— Leży poniekąd w zakresie mego fachu, jestem dziennikarzem, współpracownikiem „Gazety Codziennej“.
— Wiem, wiem, oświadczył pan to głośno na zebraniu. Przy okazji chciałbym poprosić pana o pomoc w pewnej sprawie.
— Służę panu.
— Niebezpieczeństwo pana nie przestrasza?
— Co za niebezpieczeństwo?
— Ballinger. Naturalnie słyszał pan o nim?
— Nigdy.
— Ależ, miły chłopcze, gdzież się pan obraca? Sir John Ballinger jest znakomitym sportsmenem. W ręcznych zapasach mógłbym go może zwyciężyć, ale w skoku mu nie dorównam. Otóż muszę panu powiedzieć — co zresztą jest tajemnicą publiczną — że Ballinger, o ile się nie trenuje, pije do zapamiętania. W zeszły wtorek dostał napadu delirjum i w tej chwili ciska się jak szaleniec. Mieszkanie jego znajduje się nad mojem. Doktorzy oświadczyli że trzeba bezwzględnie zmusić go do przyjęcia jakiego pokarmu, bo w przeciwnym razie umrze, ale ponieważ stary Jack uzbroił się w pistolety i oświadczył że zastrzeli każdego kto ośmieli się wejść do pokoju, więc między służbą wszczął się popłoch. Oczywiście jest to straszny orzech do zgryzienia, bo Jack strzela konkursowe, ale temniemniej trudno