zastałem owego starego Włocha, którego mi wsadzono, pomimo napisu, jako towarzysza podróży.
Napróżno usiłowałem wytłomaczyć mu, że jego obecność jest niepożądana, ale moja włoszczyzna była jeszcze słabsza od jego angielszczyzny; wzruszyłem tedy ramionami, zrezygnowany i rozglądałem się w dalszym ciągu z niepokojem, szukając swego przyjaciela. Zimny dreszcz wstrząsnął mnie na myśl, że jego nieobecność mogła być spowodowana tem, iż ugodził w niego cios jakiś w ciągu nocy. Wszystkie drzwi były już pozamykane i rozległ się przeciągły świst gwizdawki, gdy...
— Mój drogi Watsoni’e — odzwał się głos za mną — nie raczyłeś nawet powiedzieć mi dzień dobry.
Odskoczyłem od okna, osłupiały ze zdumienia.
Sędziwy ksiądz zwrócił swą twarz ku mnie. W jednej chwili wygładziły się zmarszczki, nos podniósł się od podbródka, dolna warga przestała opadać, a usta poruszać się, zagasłe oczy odzyskały ogień, pochylona postać wyprostowała się. W następnej chwili wszakże skurczyła się ponownie i Holmes, zginął mi z przed oczu równie szybko, jak, się ukazał.
— Boże wielki! — krzyknąłem. — A toś mnie przeraził!
— Potrzebna jest jeszcze największa ostrożność — szepnął. — Mam powody do przypuszczania, że nas ścigają. A... oto i Moriarty sam.
Pociąg ruszył już z miejsca, gdy Holmes mówił te słowa. Spojrzałem przez okno i zobaczyłem wysokiego mężczyznę, który z wściekłością torował
Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/97
Ta strona została skorygowana.