pustych, pełnych kurzu, smutnych; jeden miał dwa okna, a drugi tylko jedno. Przez brudne szyby zaledwie przedostawał się blask światła. Drzwi środkowe były zamknięte i przytrzymane prętem z łóżka żelaznego, o ile mi się zdaje, przymocowanym z jednej strony grubym sznurem, a z drugiej kłódką. W zamku drzwi klucza nie było. Odpowiadały one widocznie zabarykadowanemu oknu, które widziałam od frontu, a jednakże promień światła, przedostający się przez szparę podedrzwiami, wskazywał, że pokój nie jest ciemny. Widocznie oświetlały go szyby w dachu.
„Gdy przypatrywałam się tym drzwiom tajemniczym, zapytując siebie co się za niemi ukrywa, dobiegł mnie z pokoju odgłos kroków i dostrzegłam cień, poruszający się na wąskim paśmie światła, które przedostawało się podedrzwiami. Na ten widok, panie Holmes, zdjęła mnie szalona trwoga. Odwaga opuściła mnie nagłe i uciekłam, biegnąc co tchu, jakgdybym chciała ujść przed żelazną dłonią, która się wyciągała, by schwytać mnie za spódnicę.
„Minęłam korytarz, drzwi i wpadłam w objęcia p. Rucastle’a, który czekał za progiem.
„— A — rzekł, uśmiechając się — to pani? Domyślałem się tego, widząc drzwi otwarte.
„— Ach, jak ja się przelękłam! — rzekłam zadyszana.
„— Droga, kochana pani — nie wyobrazi pan sobie jaki głos jego był pieszczotliwy i czuły — i cóż panią tak przestraszyło?
„Głos jego wszakże był zbyt tkliwy. Przesasadzał i to sprawiło, że miałam się na baczności.
Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/72
Wygląd
Ta strona została skorygowana.