Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Niech pani spojrzy tędy, — rzekł do mnie pan Rucastle, wskazując mi szparę między dwiema deskami. — Pyszny okaz, nieprawdaż?
Zajrzałam i spostrzegłam zrazu dwoje błyszczących ślepiów, potem jakąś postać, której kształtów nie mogłam rozpoznać śród ciemności.
— Niech się pani nie boi — odezwał się pan Rucastle, śmiejąc się z dreszczu, który mną wstrząsnął. — To tylko Carlo, mój brytan. Mówię „mój“ ale jedynym człowiekiem, który może sobie z nim poradzić, jest stary Toller. Daje mu jeść raz na dzień, i to nie dużo, tak, że pies jest zawsze głodny, a więc i zły. Toller spuszcza go co noc z łańcucha; złodziej, który mu się nawinie, niechaj poleci duszę Bogu! Na miłość Boską, niech pani nigdy nie wychodzi w nocy, bo mogłaby pani opłacić to życiem.
„Przestroga była istotnie cenna. W dwa dni później wyglądałam w swoim pokoju przez okno, około drugiej nad ranem. Noc była pogodna, księżyc świecił pełnym blaskiem, potoki srebrzystego światła oblewały trawnik przed domem, było jasno, jak we dnie. Stałam, przejęta czarem ciszy pięknego widoku, gdy nagle poruszyło się coś w cieniu buków i naraz wysunął się pies wielki, jak cielę, maści rudawej z pyskiem czarnym, obwisłym, chudy, z wystającemi po bokach kościami. Przeszedł wolno przez trawnik i znikł w cieniu ze strony przeciwnej... Widok tej straszliwej warty przejął mnie trwogą większą, zdaje mi się, niż widok złodzieja.
„A teraz przychodzi bardzo dziwna przygoda.