Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trzył nieustannie w moją stronę. Spuściłam chustkę i wzrok mój spotkał się ze wzrokiem pani Rucastle. Nie powiedziała słowa, lecz jestem przekonana, że odgadła mój wybieg. Wstała niezwłocznie i podeszła do mąża.
— Jephro — rzekła — jakiś impertynent stoi na gościńcu i przypatruje się nieustannie pannie Hunter.
— Czy to nie jaki znajomy pani? — zwrócił się do mnie pana Rucastle.
— Nie, nie znam tu nikogo.
— A, to dobre! Co za impertynencja! Niech się pani odwróci i da mu znak, żeby odszedł.
— Sądzę, że byłoby najlepiej nie zwracać na niego uwagi.
— Nie, nie, inaczej będzie się tu ciągle włóczył! Niechże się pani odwróci i da mu znak; ot, taki!
Zrobiłam, jak chciał, poczem pani Rucastle spuściła natychmiast roletę. To było w zeszłym tygodniu i od owego czasu nie siadywałam w oknie, i nie nosiłam sukni niebieskiej i nie widziałam mężczyzny na drodze.
— Niech pani mówi dalej, proszę — rzekł Holmes — opowiadanie pani zaczyna być bardzo zajmujące.
— Obawiam się, że wyda się panu potroszę bezładne; niezawsze jest związek między rozmaitemi zajściami, o których pan odemnie usłyszy. W dniu mego przyjazdu do Buków Purpurowych pan Rucastle zaprowadził mnie do małego budynku, przy drzwiach od kuchni. Zbliżając się, usłyszałam brzęk łańcucha i głuche warczenie.