Przejdź do zawartości

Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„W dwa dni później powtórzyła się ta sama ceremonia, w takich samych zupełnie warunkach. Ubrałam się znów i znów usiadłam przy oknie, i śmiałam się tyleż, co za pierwszym razem z zabawnych historyjek, opowiadanych kapitalnie przez mego pryncypała, który ma ich widocznie zasób niewyczerpany. Następnie podał mi romans w żółtej okładce i, odwróciwszy nieco krzesło, tak, by mój cień nie padał na stronicę, poprosił, żebym czytała głośno. Czytałam przez dziesięć minut może jakiś ustęp, wybrany na chybił trafił; poczem pan Rucastle przerwał mi w środku zdania i powiedział, bym poszła się przebrać.
„Może sobie pan łatwo wyobrazić, panie Holmes, do jakiego stopnia ta nadzwyczajna ceremonia podnieciła moją ciekawość. Zauważyłam też, że państwo Rucastle starali się zawsze o to, bym siedziała plecami do okna, tak, że zaczęła mię trawić żądza zobaczenia, co też dzieje się za mną. Narazie wydawało mi się to niemożliwem, ale niebawem znalazłam sposób. Stłukło mi się ręczne lusterko, co mi podsunęło szczęśliwą myśl ukrycia kawałka w chustkę od nosa. Na następnem posiedzeniu, zanosząc się od śmiechu, poniosłam chustkę do oczu, tak, że mogłam widzieć, co się dzieje za mną. Wyznaję, że doznałam zawodu. Nie działo się nic, nic absolutnie.
„Takie przynajmniej było moje pierwsze wrażenie. Ale, spojrzawszy powtórnie, zauważyłam na bardzo ożywionym gościńcu, wiodącym do Southamptonu, niskiego mężczyznę, z pełnym zarostem, w szarem ubraniu, który stał oparty o baryerę i pa-