Przejdź do zawartości

Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiśniowego, która zazwyczaj zastępowała glinianą, gdy był w usposobieniu raczej bojowem, niż rozmyślającem — twój błąd polega na tem, że usiłowałeś nadać koloryt i życie każdej z tych opowieści, zamiast ograniczyć się ścisłem opisaniem metody wysnuwania wniosków, co jedynie jest w nich interesującem.
— Zdaje mi się, że oddałem ci pod tym względem zupełną sprawiedliwość — odparłem chłodno — bo dotknęło mnie to przeświadczenie o własnej wartości, które było taką wybitną cechą niezwykłego charakteru mego przyjaciela.
— Nie, nie kieruje mną samolubstwo lub miłość własna — odrzekł, odpowiadając według zwyczaju, raczej mym myślom, niż słowom; — jeśli domagam się zupełnej sprawiedliwości dla swojej sztuki, to dlatego, że jest to rzecz nieosobista, po za obrębem mnie samego. Zbrodnie są pospolite, logika jest rzadką. Na logikę zatem powinieneś raczej kłaść nacisk, nie na przestępstwa. Obniżyłeś do poziomu prostych opowieści to, co powinno było raraczej być szeregiem wykładów.
Tak prawił Holmes pewnego chłodnego poranku wiosennego.
Siedzieliśmy przy kominku, na którym płonął wesoły ogień. Gęsta mgła zasłaniała domy ponurej barwy, a okna przeciwległe, widoczne po przez te żółtawe obłoki, wyglądały jak plamy czarne i bezkształtne.
Gaz, palący się w pokoju, oświetlał obrus, porcelana i srebro — służący nie zdjął jeszcze nakrycia ze stołu — iskrzyły się w tym blasku. Sherlock Hol-