Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

razu „wstęga“ przez biedną dziewczynę, dla wyjaśnienia tego, co dostrzegła przy blasku zapałki, wystarczyło do wprowadzenia mnie na trop fałszywy. Mam tylko jedną zasługę, a mianowicie, że zmieniłem taktykę skoro tylko stało się dla mnie oczywistem, że niebezpieczeństwo, jakie mogło grozić mieszkańcowi owego pokoju, było zupełnie niezależne od drzwi i okna.
Uwagę moją zwróciły szybko, jak ci już powiedziałem, wentylator i sznurek od dzwonka, zawieszony nad łóżkiem. Odkrycie, że sznurek nie miał nic wspólnego z dzwonkiem, i że łóżko było przymocowane do posadzki podsunęło mi podejrzenie, iż sznurek musiał służyć jakiemuś przedmiotowi, który, przeszedłszy przez otwór, zesuwał się na łóżko.
Wobec tego przyszedł mi oczywiście na myśl wąż, a gdy zestawiłem z tem fakt, że doktór otrzymywał zwierzęta z Indyi, czułem, że jestem na tropie właściwym. Człowiek wykształcony, a pozbawiony sumienia, który żył na Dalekim Wschodzie, musiał wpaść na myśl zastosowania trucizny, niemożliwej do rozpoznania drogą rozbioru chemicznego.
Szybkość, z jaką trucizna ta działała, była jedną zaletą więcej z jego punktu widzenia. Sędzia śledczy musiałby być obdarzony bardzo bystrym wzrokiem, by módz rozpoznać drobne dwa ślady pozostałe po ukłóciu zębów jadowitych. Przypomniałem sobie także gwizdanie. Doktór musiał oczywiście wzywać znów do siebie węża, zanim dzień zaświtał, inaczej bowiem ofiara mogłaby go zoba-