Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przeciągłe miauczenie, które nam dowiodło, że pantera nie była bynajmniej na uwięzi.
W dali odzywały się poważne dźwięki zegara parafialnego, wydzwaniającego kwadranse w przerwach, które nam się wydawały nieskończone. Wybiła północ, potem godzina pierwsza, druga, trzecia, a my siedzieliśmy ciągle w milczeniu, oczekując jakiegoś zajścia.
Nagle, w kierunku wentylatora, ukazał się blask, który zagasł niebawem, ale pozostała po nim silna woń oleju i rozgrzanego metalu. Widocznie zapalono tak zwaną latarnię ślepą[1].
Usłyszałem lekki szelest, poczem znów zapanowało głuche milczenie, jakkolwiek woń wzmagała się. Przez pół godziny jeszcze siedziałem bez ruchu. Nagle rozległ się dźwięk inny, bardzo łagodny i pieszczotliwy, jakby odgłos pary, uchodzący z imbryka metalowego. W chwili gdy się rozszedł, Holmes zeskoczył z łóżka, zapalił zapałkę i zaczął z całej siły uderzać laską po sznurku od dzwonka.
— Widzisz go, Watson’ie? — zawołał. — Widzisz go?

Nie widziałem nic zgoła. Gdy Holmes zapalał zapałkę, dosłyszałem syk głuchy, chociaż wyraźny, ale blask światła nie pozwolił moim zmęczonym oczom dojrzeć tego, w co towarzysz mój uderzał z taką zaciekłością; mogłem jednak rozróżnić jego twarz bladą śmiertelnie, na której malowało się przerażenie i odraza.

  1. Człowiek, zaopatrzony w taką latarnię sam widzi śród ciemności, nie będąc jednak widzianym. (Przyp. tłóm.).