Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

le spokojniejszy, gdy, zdjąwszy obuwie, znalazłem się wraz z Holmes’em w pokoju. Towarzysz mój zamknął pocichu okienice, postawił lampę na stole i rozejrzał się dokoła. Wszystko było jak we dnie, nic się tu nie zmieniło. Wówczas, zbliżywszy się do mnie na palcach, Holmes przytknął do ust dłoń złożoną w kułak i szepnął mi do ucha głosem tak cichym, że zaledwie mogłem rozróżnić co mówi.
— Najlżejszy szelest byłby zabójczy dla naszych zamiarów.
Skinąłem głową na znak, że usłyszałem.
— Musimy zgasić światło. Dostrzegłby je przez wentylator.
Odpowiedziałem ruchem.
— Nie zasypiaj. Mógłbyś to opłacić życiem. Trzeba, żebyś miał rewolwer pod ręką na wypadek potrzeby; ja usiądę na łóżku, a ty się usadowisz na tem krześle.
Położyłem rewolwer na rogu stołu.
Holmes przyniósł ze sobą długą, cienką laskę, która umieścił przy sobie na łóżku. Obok postawił pudełko zapałek i kawałek świecy, poczem zgasił lampę i pozostaliśmy w zupełnej ciemności. Nie zapomnę nigdy tego denerwującego czuwania.
Nie słyszałem najlżejszego dźwięku, nawet odgłosu oddechu, a mimo to wiedziałem, że towarzysz mój jest tuż przy mnie, że siedzi z otwartemi oczyma, w takiem samem jak ja naprężeniu nerwowem. Okienice nie przepuszczały najmniejszego promienia światła, dokoła nas panował mrok głęboki.
Zzewnątrz dobiegał nas niekiedy krzyk ptaka nocnego, a raz dosłyszeliśmy tuż pod oknem