Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzec Waterloo. Byłbym ci wdzięczny, gdybyś wsunął do kieszeni rewolwer. Eley Nr 2 jest znakomitym argumentem przeciw jegomościom, którzy mogą zgiąć we dwoje stalowy pogrzebacz. Weź jeszcze szczoteczkę do zębów i, w drogę.
Zdążyliśmy na pociąg, odjeżdżający do Leatherhead, gdzie, w zajeździe stacyjnym, wynajęliśmy powóz i bez zwłoki ruszyliśmy w drogę.
Dzień był cudny, prawdziwie wiosenny, lekkie, mleczne obłoki przesłaniały od czasu do czasu promienne słońce. Na drzewach i płotach przydrożnych lśniły już wielkie pąki, a w powietrzu unosiła się orzeźwiająca woń wilgotnej ziemi.
Co za kontrast między budzącą się do nowego życia przyrodą, a smutnym celem naszej wycieczki!
Mój towarzysz siedział ze skrzyżowanemi na piersiach rękoma, nasunął kapelusz na oczy, głowę opuścił na piersi, zatopiony w myślach. Naraz drgnął, uderzył mię w ramię i, wskazując na łąki, rzekł:
— Patrz.
Dostrzegłem gęsty park, wznoszący się łagodnie w górę. Między drzewami ukazywał się szary gontowy dach bardzo starego domu.
— Stoke Moran? — spytał.
— Tak jest, panie, to dom doktora Grimesby Roylott’a — odparł woźnica.
— Zaczęli tam roboty restauracyjne — rzekł Holmes — właśnie tam jedziemy.
— A tam jest wioska — rzekł znów woźnica, wskazując grupę dachów w pewnej odległości na na lewo; — ale, jeśli panowie chcą się dostać do do-