Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Holmes, z brodą opartą na dłoniach, wpatrywał się w ogień kominka.
— Bardzo ciemna sprawa — rzekł wreszcie. — Jest tam mnóstwo nieznanych mi szczegółów, które chciałbym wiedzieć, zanim postanowię co czynić należy. Ale nie mamy chwili do stracenia. Gdybyśmy dziś jeszcze pojechali do Stoke Moran, czy możliwem byłoby obejrzenie tych pokojów, bez wiedzy ojczyma pani.
— Owszem; mówił, że wybierze się dziś do miasta, w sprawie bardzo ważnej. Prawdopodobnie nie będzie go przez cały dzień i nic nam nie przeszkodzi. Mamy teraz wprawdzie służącą, ale jest stara i głupia i łatwo mi będzie usunąć ją chwilowo.
— Doskonale. Czy nie masz nic przeciw tej wycieczce, Watsonie?
— Nic zgoła.
— A zatem pojedziemy razem. A pani?
— Załatwię kilka sprawunków, skoro jestem w mieście i wrócę pociągiem południowym, tak, że będę w porę, by panów przyjąć.
— Może pani na nas liczyć o wczesnej popołudniowej godzinie. Mam też kilka interesów do załatwienia. Nie zechce pani zostać na śniadaniu?
— Nie, panie, muszę iść. Jestem znacznie spokojniejsza teraz, kiedy już pan wie o wszystkiem. Do prędkiego widzenia zatem.
Spuściła gęstą woalkę na twarz i wyszła.
— A ty co na to wszystko, Watsonie? — spytał Holmes, rzucając się na fotel. — Sprawa wydaje mi się bardzo ciemna i ponura.