dnia 30-go ubiegłego miesiąca. Tak brzmi oskarżenie, Lestrade. A teraz, Watson’ie, jeśli możesz znieść przeciąg, spowodowany potłuczoną szybą, myślę, że pół godziny spędzonej przy cygarze w moim gabinecie będzie ci pożądaną rozrywką.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Nasze dawne mieszkanie pozostało bez zmiany żadnej, dzięki rozporządzeniu Mycrofta Holmes’a i staraniom bezpośrednim pani Hudson. Wszedłszy, zauważyłem, co prawda, niezwykłą czystość, ale cechy charakterystyczne pozostały — był i „kątek chemiczny“ i stół zniszczony, pełen plam, wygryzionych różnemi kwasami. Na półce widniał szereg potężnych notatników i dokumentów, które niejeden nasz współobywatel spaliłby chętnie. Dyagramy, pudło ze skrzypcami i fajka — nawet perski pantofel z tytoniem, wszystko to uderzyło mój wzrok odrazu.
W gabinecie znajdowała się pani Hudson, która przyjęła nas rozpromienionym uśmiechem i ów dziwaczny manekin, który odegrał taką ważną rolę w przygodach tego wieczora. Była to woskowa kopia mego przyjaciela, znakomicie odrobiona; stała na małym stoliku, ubrana w stary szlafrok Holmes’a, tak, że złudzenie z ulicy było zupełne.
— Mam nadzieję, pani Hudson, że wszelkie ostrożności zostały zachowane, — rzekł Holmes.