Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Niech się pani nie boi, — rzekł życzliwie, pochylając się ku niej i dotykając dłonią jej ramienia — wyświetlimy to szybko, jestem pewien. Zdaje mi się, że pani przyjechała koleją?
— Pan mnie zna?
— Nie, ale widzę bilet powrotny w lewej rękawiczce pani. Wyruszyła pani z domu wcześnie i jechała długo amerykanem złemi drogami do stacyi.
Kobieta drgnęła i, zdumiona, spojrzała na mego towarzysza.
— Niema w tem żadnej tajemnicy, kochana pani — rzekł z uśmiechem. — Lewy rękaw żakietu pani jest obryzgany błotem w siedmiu miejscach: znaki są jeszcze świeże: tylko amerykan może ochlapać w ten sposób, zwłaszcza, jeżeli się siedzi z lewej strony woźnicy.
— Jakakolwiek jest metoda pańskich wywodów, odgadł pan trafnie — rzekła. — Opuściłam dom przed szóstą, przybyłam do Leatherhead o szóstej dwadzieścia, a do Waterloo pierwszym pociągiem. Panie, ja dłużej nie wytrzymam, zwaryuję jeśli to potrwa. Nie mam nikogo, do którego mogłabym się udać, absolutnie nikogo; jedyny człowiek, którego mój los zajmuje, nie może mi przyjść z pomocą. Słyszałam o panu, panie Holmes, od pani Farintosh, której pan dopomógł w sprawie bardzo trudnej. Od niej mam pański adres. Ach! panie, czy pan sądzi, że i mnie będzie pan mógł dopomódz, że zdoła pan przynajmniej rzucić nieco światła w ten zamęt, który mnie otacza? Na razie nie mogłabym wynagrodzić pańskich usług, ale za miesiąc lub dwa, wyjdę zamąż, będę rozporządzała swoim majątkiem,