Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Mój drogi, byłbym zrozpaczony, gdybym nie mógł z niej korzystać.
Nic nie roznamiętniało mnie do tego stopnia, co śledzenie Holmes’a w jego badaniach i podziwianie szybkości i intuicyi, z jaką wysnuwał wnioski, przy których pomocy rozwiązywał najzawilsze zagadki. Ubrałem się śpiesznie i, w kilka minut później, wchodziłem razem ze swym przyjacielem do bawialni.
Znaleźliśmy się wobec kobiety w czarnym stroju, z twarzą zakrytą gęstą woalką; na nasz widok wstała z krzesła, na którem usiadła przy oknie.
— Dzień dobry pani — rzekł Holmes uprzejmie. — Nazywam się Sherlock Holmes, a oto doktór Watson, mój najlepszy przyjaciel i wspólnik, wobec którego może pani mówić tak szczerze, jakgdybym był sam. Niech pani zechce łaskawie zbliżyć się do ognia, a ja każę pani podać filiżankę gorącej kawy, bo widzę, że pani drży z zimna.
— To nie z zimna — odparła kobieta głosem cichym, zmieniając miejsce.
— A z czego?
— Ze strachu, panie Holmes, powiedziałabym nawet z przerażenia.
To mówiąc podniosła woalkę i spostrzegliśmy, że była istotnie w stanie niesłychanego wzburzenia: twarz miała zapadniętą, cerę śmiertelnie bladą, oczy niespokojne, wylękłe, jak ścigana zwierzyna. Wyglądała na kobietę lat trzydziestu, ale włosy jej posiwiały przedwcześnie, a w całej postaci przebijało się wielkie znużenie. Sherlock dostrzegł to wszystko odrazu jednym przenikliwym rzutem oka.