Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I cóż — rzekłem, podchodząc spiesznie do niego — mam nadzieję, że jej nie gorzej?
Wyraz zdumienia przemknął po jego twarzy, a za pierwszem drgnięciem brwi jego serce zaciężyło mi w piersi ołowiem.
— Nie pan to pisał? — rzekłem, dobywając list z kieszeni. — Niema chorej Angielki w hotelu?
— Naturalnie, że nie! — zawołał. — Ale przecież tu jest firma hotelu! Ha! to pewnie napisał ten wysoki Anglik, który przybył, jak panowie odeszli. Powiedział...
Ale nie czekałem już na wyjaśnienia gospodarza. Zdjęty trwogą, biegłem przez wioskę, a potem ścieżką, którą tylko co zeszedłem. Schodziłem godzinę przeszło. Pomimo całych moich wysiłków minęły dwie, zanim znalazłem się znów nad wodospadem Reichenbachu. Kij alpejski Holmes’a stał oparty o skałę, przy której go zostawiłem, lecz śladu jego samego nigdzie nie było i wołałem go daremnie. Jedyną odpowiedzią był mój własny głos, odbijający się kilkakrotnie echem od skał dokoła.
Widok tego kija alpejskiego przejął mnie śmiertelnym dreszczem, nogi ugięły się podemną. Holmes nie poszedł zatem do Rosenlaui. Pozostał na tej wąskiej ścieżce między ścianą skalistą a wodospadem i tu zaskoczył go nieprzyjaciel. Chłopak odszedł również. Był prawdopodobnie opłacony przez Moriarty’ego i pozostawił obu mężczyzn samych. A wówczas co się stało? Kto mógł opowiedzieć co zaszło wówczas?
Stałem przez kilka minut, zbierając myśli, skamieniały z przerażenia. Potem zacząłem snuć