Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zdumiał się jeszcze więcej, skoro, straciwszy z oczu brzeg na którym przechadzał się przed chwilą, ujrzał morze spływające się z niebem ze wszystkich stron. Wówczas, zaczął podejrzewać, iż mógł się snadno pomylić, i że, o ile wiatr nie zmienił kierunku, zaniesie go może na ów brzeg, między tych mieszkańców o których babka mówiła mu tak często.
marszałkowa. — Nic pan nie mówi jak musiał się przeląc.
krudeli. — Ani trochę. Powiadał sobie: „Cóż mi to szkodzi, bylebym gdzieś wylądował? Rozumowałem jak postrzeleniec, prawda; ale byłem szczery sam z sobą, a to wszystko czego można odemnie wymagać. Jeżeli posiadanie rozumu nie jest cnotą, jego brak nie może być zbrodnią“. Tymczasem, wiatr dął dalej, deska płynęła, i tajemniczy brzeg zaczynał się ukazywać: Meksykanin przybił doń, i oto jest w nieznanym kraju.
marszałkowa. — Spotkamy się tam kiedyś, panie Krudeli.
krudeli. — Pragnę tego, pani marszałkowo; w jakimkolwiek czasie i miejscu, zawsze będzie dla mnie szczęściem przedłożyć pani moje służby. Ledwie opuścił deskę i postawił nogę na piasku, spostrzegł czcigodnego starca stojącego tuż przed nim. Spytał go gdzie jest i z kim ma zaszczyt mówić. „Jestem panem tego kraju, odparł starzec“. Słysząc to, młody człowiek upadł na twarz. „Powstań, rzekł starzec. Przeczyłeś memu istnieniu? — W istocie. — I istnieniu mego władztwa? — Przyznaję. — Przebaczam ci, ponieważ jestem ten, który widzi dno serc, i wyczy-