Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brat i dziecko mogliby umrzeć, a nikt nie pisnąłby słówka.
— Lub też, mówionoby o tem jedynie aby współczuć z nieszczęśliwym, prześladowanym przez los i nękanym dopustami.
— To prawda.
— Z czego wyciągam wniosek, iż nie daleki jesteś, aby temu szpetnemu bydlęciu, o stu tysiącach głupich głów i tyluż złych językach, użyczyć całej wzgardy na jaką zasługuje. Ale, prędzej czy później, tak zwana publiczność powraca do rozsądku i sądy przyszłości naprawiają obecne paplaniny.
— Przypuszczasz zatem, iż przyjdzie chwila, w której świat ujrzy rzeczy tak jak są, obwini panią de la Carlière i rozgrzeszy Desroches’a?
— Nie sądzę nawet, aby ta chwila była oddalona; po pierwsze, ponieważ nieobecni nie mają racyi, niema zaś nieobecnego bardziej nieobecnego niż umarły; powtóre, ponieważ gada się, dysputuje; najbardziej zużyte wydarzenia wypływają w rozmowie i waży się je z większą bezstronnością; będzie się może jeszcze przez dziesięć lat patrzało na tego biednego Desroches’a, jak ty nań patrzałeś, wlokącego od domu do domu żałosną egzystencję; ludzie zbliżą się do niego; zaczną pytać; wysłuchają go; nie będzie miał już przyczyny milczeć; wyjdzie na wierzch tło jego przygody; pierwsza jego przewina zmieni się w wielkie nic.
— To znaczy w to, czem była naprawdę.
— Słowem, jesteśmy jeszcze obaj dosyć młodzi, aby słyszeć, jak piękna, wielka, cnotliwa, godna pani