Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ojciec. — Ten akt, który ty palisz mocą swej osobistej powagi, czy sądzisz iż byłby uznany za prawomocny przed trybunałem prawa?
ja. — Być może; ale to nie przynosi zaszczytu prawu.
ojciec. — Mniemasz, iż byłoby ono pominęło wszystkie okoliczności które ty podkreślasz z taką siłą?
ja. — Nie mam pojęcia; ale byłbym pragnął wyjaśnić to do gruntu. Poświęciłbym jaki pięćdziesiątek ludwików; byłaby to dobroczynność dobrze umieszczona: zaczepiłbym testament w imieniu tych nędzarzy.
ojciec. — Och, co do tego, gdybyś był przy mnie i udzielił mi tej rady, to, mimo iż w początkach rzemiosła, pięćdziesiąt ludwików stanowi poważną sumę, można się założyć że byłbym cię usłuchał.
ksiądz. — Co do mnie, wolałbym oddać te pieniądze wydziedziczonym biedakom niż adwokatom i sędziom.
ja. — Myślisz więc, bracie, że proces byłby przegrany?
ksiądz. — Nie wątpię o tem. Sędziowie trzymają się ściśle prawa, jak ojciec i jak ojciec Bouin; i dobrze czynią. Sędziowie zamykają, w podobnym wypadku, oczy na okoliczności, jak ojciec i ojciec Bouin, z obawy przed niebezpieczeństwami jakieby stąd wynikły; i dobrze czynią. Poświęcają niekiedy, wbrew świadectwu nawet własnego sumienia, jak ojciec i ojciec Bouin, dobro nieszczęśliwego i niewinnego, nie mogliby go bowiem ratować nie popuszczając cugli