Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak sprawnie dokończył zadżumionego łajdaka, mniej jest winny w moich oczach niż zdatny lekarz któryby go uleczył; i bądź pan zdrów.
doktor. — Drogi filozofie; zawsze gotów jestem podziwiać twój zapał i wymowę; ale twoich zasad moralnych nie przejmę nigdy, ani ksiądz dobrodziej też nie, założę się.
ksiądz. — Zakłada się pan na pewne.
Miałem wziąść się do księdza; ale ojciec, zwracając się do mnie z uśmiechem, rzekł: „Przemawiasz przeciw własnej sprawie“.
ja. — A to jak?
ojciec. — Pragniesz śmierci tego hultaja, intendenta pana de la Mésangère, nieprawdaż? Pozwólże tedy działać doktorowi. Mruczysz coś pod nosem?
ja. — Mówię, że nigdy Bissei nie zasłuży sobie na napis, jaki Rzymianie pomieścili nad drzwiami lekarza Adryana VI, po jego śmierci: Oswobodzicielowi Ojczyzny!
siostra. — I że, gdyby był lekarzem Mazarina, nie byłby, jak Guénaut, po śmierci ministra, dał przyczyny do tego odezwania się woźniców: Kamraci, przepuśćmy pana doktora, to on wyświadczył nam tę łaskę iż zgładził kardynała.
Ojciec uśmiechnął się i rzekł: „Na czem stanąłem w opowiadaniu“.
siostra. — Przybyłeś do ojca Bouin.
ojciec. — Przedstawiam mu całą rzecz, Ojciec Bouin powiada: „Nic chwalebniejszego, drogi panie, nad uczucie litości jakie pana napełnia wobec tych nieszczęśliwych spadkobierców. Zniszcz pan testament,