Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dactw z których większość dowodnie stwierdzono, i znajdował się w przededniu skazania na hańbiącą karę, o ile nie na gardło. Sprawa ta zaprzątała wówczas całą okolicę. Doktor rzekł, iż więzień ma się bardzo licho, nie traci jednak nadziei iż uda się go ocalić.
ojciec. — Toby znaczyło oddać mu bardzo złą przysługę.
ja. — I spełnić bardzo zły uczynek.
doktor bissei. — Zły uczynek?... I czemuż-to, jeśli łaska?
ja. — Tylu jest niegodziwych ludzi na świecie, iż nie trzeba zatrzymywać tych którzy mają ochotę się wynosić.
doktor bissei. — Moją rzeczą jest leczyć, a nie sądzić; uleczę go, ponieważ to jest mój zawód; następnie, sędzia każe go powiesić, bo to jest jego zawód.
ja. — Tak, doktorze, ale istnieje obowiązek wspólny wszelkiemu dobremu obywatelowi, panu, mnie, to znaczy pracować, ze wszystkich naszych sił, dla dobra rzeczy publicznej; a zdaje mi się, że nie jest dla niej korzyścią ocalenie złoczyńcy, od którego bezzwłocznie prawa ją oswobodzą.
doktor bissei. — A któż ma prawo uznać go za złoczyńcę? Czy ja?
ja. — Nie, jego uczynki.
doktor bissei. — A komuż przynależy sądzić te uczynki? Czy mnie?
ja. — Nie; ale pozwól, doktorze, abym odmienił nieco zagadnienie, przypuszczając iż chodzi o człowieka, którego zbrodnie są stwierdzone publicznie.