Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swej ostatniej woli. Skoro umarł, ubodzy płakali nad jego stratą. Podczas choroby, wielcy i mali okazywali jak bardzo im zależy na jego ocaleniu. Skoro stało się pewnem iż zbliża się do końca, całe miasto okryło się smutkiem. Obraz jego będzie zawsze obecny mej pamięci; zdaje mi się że go widzę w fotelu z poręczami, w zwyczajnej spokojnej postawie i z pogodną twarzą. Zdaje mi się, że go słyszę jeszcze. Oto obraz jednego z naszych wieczorów i przykład jak spływały nam inne.

Było to w zimie. Siedzieliśmy dokoła niego, przy ogniu, ksiądz, siostra i ja. Rozmowa toczyła się o utrapieniach sławy; w konkluzyi, ojciec rzekł:
„Mój synu, obaj narobiliśmy dużo hałasu w świecie; z tą różnicą, że hałas, który ty robiłeś swojem narzędziem, odejmował spokój tobie; hałas zaś, jaki ja robiłem mojem, odejmował spokój innym“.
Po tym niewybrednym koncepcie, stary kowal zadumał się wodząc po nas okiem z wyrazem szczególnej baczności, aż proboszcz rzekł:
„O czem dumasz, ojcze?
— Myślę sobie, odparł, iż reputacya zacnego człowieka, najbardziej pożądana ze wszystkich, ma swoje niebezpieczeństwa, nawet dla tego kto na nią zasługuje“. Następnie, po krótkiej pauzie, dodał: „Drżę jeszcze, kiedy pomyślę o tem... Czy uwierzylibyście, dzieci? Raz w życiu, omal nie wtrąciłem was w ruinę; tak jest, omal nie zrujnowałem was bez ratunku.
ksiądz. — A to jak?
ojciec. — Jak? Zaraz...