Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pełnie, wymagający porozumienia się osobistego i do tego w tajemnicy?
— Nie rozumiem pana — odrzekł — proszę o wyjaśnienie bliższe.
— Przybywam z prośbą o wypłatę długu, zaciągniętego przez pana przed siedmnastu laty.
Gilbert zbladł.
— Jeżeli zgłaszam się z moją pretensyą tak późno — mówił dalej vice-hrabia — to dla tego, iż niewiedziałem adresu pańskiego, gdyż w Paryżu przebywam dopiero od kilku dni.
— Zaszło zapewne jakieś nieporozumienie, być może wskutek podobieństwa nazwiska — rzekł Gilbert. — To rzecz niemożliwa, abym był pańskim dłużnikiem.
— Być może, ale nie sądzę. Zresztą łatwo będzie przekonać się, jeżeli pan pozwoli postawić sobie kilka pytań.
— Owszem, gotów jestem odpowiedzieć.
— Wszak jesteś pan żonatym?
— Rzeczywiście.
— Żona pańska z domu hrabianka d‘Areynes.
— Prawda.
— Bratanica hr. Emanuela d’Areynes?
— Tak.
— Już nieżyjącego?
— Tak, od lat siedmnastu.
— Żona pańska ze śmiercią swego stryja została użytkowniczką pozostałego po nim majątku?
— Prawda.
— Ma pan dowód, że nie mylę się. Więc nie kto inny, lecz pan podpisał weksle, o których spłatę przybyłem prosić.
Gilbert, choć nie rozumiał jeszcze tej dziwnej zagadki, jednak zaniemiał z przestrachu.