Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/41

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    podniósł się, przemierzył pokój wielkemi krokami, żywo gestykulując i mówiąc:
    — Tak, właśnie... oto prawdy... prawo boże, prawowite, absolutnie...
    — Bez parlamentu, bez adwokatów!... Na stos całą zgraję!
    I spojrzenie jego iskrzyło się i pałało, jak chróst świętej Hermandady. Ojciec Melchjor spokojniejszy winszował Merautowi:
    — Mam nadzieję, że pan podpisze tę książkę.
    — Bynajmniej... Wie pan, ojcze Melchjorze, że moją ambicję stanowią moje idee. Książka będzie opłacona — to wuj Sauvadon wystarał się o tę gratkę; — lecz napisałbym ją za nic, z własnego upodobania. Tak pięknie jest notować roczniki owej agonji monarchji; słuchać, jak oddech starego świata drga i umiera w tych wyczerpanych monarchjach... W każdym razie — oto upadły król, który wszystkim dał dumną nauczkę... Bohater z tego Chrystjana... W tych notatkach z dnia na dzień znajduje się opowieść o przechadzce pod bombami, w forcie Świętego Anioła... To szalona pałka!
    Jeden z ojców opuścił głowę. Lepiej od kogokolwiek wiedział, co myśleć o tej heroicznej manifestacji i o bardziej nawet heroicznem kłamstwie... Lecz obca wola, silniejsza od jego własnej nakazała mu milczenie. Porozumiał się tylko spojrzeniem ze swym towarzyszem, który naraz podnosząc się, rzekł do Metauta:
    — Otóż w sprawie syna tego bohatera przychodzę do pana... w towarzystwie ojca Alfeusza, jałmużnika dworu Ilirji...
    Czy chciałby się pan podjąć wychowania królewskiego dziecka?