Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I podczas gdy król kazał sobie wyjaśnić sens tego nieznanego mu wyrazu, obie królowe, które, aby swobodniej ze sobą porozmawiać, udały się do pokoju Fryderyki, zwierzały się sobie szeptem, dochodzącym przez pół otwarte zasłony.
W salonie zaś rozprawiali półgłosem stary książę i ojciec Alfeusz.
— Miał rację — rzekł kapelan — to ona jest królem... Właściwym królem... Gdyby pan ją widział na koniu we dnie i w nocy, objeżdżającą pozycję... W forcie Świętego Anioła pod deszczem pocisków, dwa razy objechała pagórki, aby zagrzać do walki serca żołnierzy, wyniosła i wyprostowana, ze szpicrutą w garści, jak za dobrych czasów’ w swej rezydencji. Trzeba było widzieć naszych marynarzy... Tymczasem on wałęsał się Bóg wie gdzie! Odważny, na honor, taki sam odważny, jak ona, ale bez zapału, bez wiary...
Mnich uniósł się, wydłużony długim habitem, i książę musiał go uspokoić:
— Spokojnie, ojcze Alfeuszu... Chodźmy, chodźmy, — lękał się bowiem, że usłyszy ich Koleta.
Została z radcą Boskowiczem, który bawił ją rozmową o ziołach, mieszając terminy naukowe z drobiazgowemi detalami swoich wykładów botaniki. Jego konwersacja upodobniła się do zasuszonej i zakurzonej rośliny w bibljotece wiejskiej. Cóż z tego! Wielkość tak potężnie przyciąga, atmosfera, jaką roztacza, tak mocno i tak słodko oszałamia pewne żądne jej natury, że młoda księżna, owa księżna Koleta z balów high-lifu, wyścigów, premjer, zawsze przodująca bawiącemu się Paryżowi, słuchając jałowych nomenklatur radcy, zachowywała na twarzy swój najpiękniejszy uśmiech. Wystarczała świadomość, że dwie królowe zwierzają się sobie w sąsiednim pokoju