Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

syna, i mnóstwo wózków z dziećmi, krążących, gdzie największa ciżba... Lecz Elizeusz zaczyna się niepokoić. Wie on, co to tłum, tak na pozór spokojny, zna niebezpieczeństwo, kryjące się w tych przypływach i odpływach. Niechby tylko lunął deszcz z ciężkich, gromadzących się nad nimi chmur, jakaż powstałaby zaraz panika i popłoch! A gorąca wyobraźnia maluje mu sceny potwornego skłębienia i stratowania...
Małemu księciu bardzo gorąco i skarży się, że nic nie widzi. Wówczas Elizeusz stawia sobie Zarę na ramionach: jakiż nowy, a wspaniały widok! W długiej perspektywie, na tle zachodzącego już słońca, trzepocą flagi i bandery i płótna na przodzie namiotów. Młyn djabelski podnosi na wysokość trzech pięter wózki napełnione publicznością, karuzele kręcą się z mnóstwem wielobarwnych lwów, lampartów, bestyj fantastycznych, dosiadanych przez dzieci o wyglądzie małych pajacyków. A bliżej całe chmary czerwonych balonów, jasnożółtych młynków papierowych, oraz mnóstwo główek dziecięcych, wzniesionych, tak jak Zara, nad tłumem. Promienie zachodzące oświetlają Pierota i Kolombinę, dwie białe plamy kredowe na czarnem tle budy... A wszystko ginie w olbrzymiej wrzawie jarmarcznej, huku żywiołowym, powszechnym i wielogłosym kołatek, grzechotek, gongów, bębnów, katarynek, ryku zwierząt, parowych syren.
Nagle zmęczenie, oszałamiająca atmosfera tej masy ludzkiej, upał słoneczny przyprawiają królowę o zamroczenie. Ledwie ma czas uchwycić Elizeusza za ramię, aby się na nim oprzeć, i szepcze, cała blada: „Nic.., to nic...“ ale skłania się głową i ciałem ku niemu — przez jedną chwilę... O, tej chwili on nie zapomni nigdy...