Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w uspakajającej i pysznej banalności, z wysokiemi zwierciadłami, z wełnistą białością, zasłon, w których cieniu milkłiwy i szybki lot jaskółek krzyżował się z wielkiemi ćmami.
— Już piąta!... Żywo, Petscha, uczesz mnie prędzej... Wstyd, żem tak długo spała.
Godzina piąta po południu, a dzień, najpiękniejszy dzień letni roku 1872, jeszcze się uśmiechał do mieszkańców Paryża. Królowa była zachwycona, skoro wyszła na balkon, długi balkon „Hotelu pod Piramidami“, prezentującego piętnaście okien, zasłoniętych różowym cwelichem, na najpiękniejszej części ulicy Rivoli, Na szerokiej jezdni, gdzie zgiełk kół łączył się z lekkim szmerem polewaczek, nieprzerwany szpaler pojazdów sunął w stronę Lasku, migocąc osiami, uprzężą, blaskiem jasnych toalet, unoszonych wirem ruchu. Następnie z tłumu stłoczonego przy złoconej kracie Tuilerjów, strwożone oczy królowej przeniosły się na promienną ciżbę białych ubiorów, blond włosów, na zabawy i uniesienia dziecięce, które skupiają się w słoneczne dni na tarasach wielkich ogrodów paryskich. Wreszcie spoczęły na daszku z liści, ogromnej zaokrąglonej kopule rozległych kasztanów, ocieniających o tej porze orkiestrę wojskową i drżących od krzyków dziecięcych i grzmotów trąb. Cierpki wstręt do życia powoli cichł w niej na widok powszechnej uciechy. Wewnętrzne ciepło otuliło ją, jakby siatką jedwabną; policzki pobladłe od bezsenności, braków i trosk, okryły się żywym rumieńcem. Pomyślała: — Boże, jak tu pięknie!
Najnieszczęśliwsi ludzie miewają podobne chwile nieoczekiwanej i nieświadomej ulgi. Spływa na nich nie z istot ludzkich, lecz z wymownej różnorodności rzeczy. Tej królowej wydziedziczonej, wy-