Przejdź do zawartości

Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No, no, ojcze Jerzy, przecieżeście jeszcze człowiekiem, do licha!
W tejże chwili z folwarku wyjechali furmani na koniach, które prowadzili do spławu, i zatrzymali się przed obdartym dziadem, okrytym biotem i śmieciami, wywijającym swoim kijem, posługującym się i pociągającym za sobą dróżnika.
— Strzeż się; Robin, uraczy cię trądem...
I brutalny ich śmiech rozlegał się po całym gościńcu.
Zażenowany zrazu, następnie zawstydzony, BRobin zaczął popychać kułakami starego, który, coraz bardziej tracił przytomność. Śmiechy wzmogły się. W tem dróżnik puścił ojca Jerzego, który oszołomiony, ogłuszony, macając przed sobą jak niewidomy, osunął się na kolana, na ręce i wreszcie runął jak długi na kupę błota, zgarnianego starannie pod mur.
— Ależ to obrzydliwe! — zawołał Ryszard, oburzony idyotyczną uciechą tych wszystkich wieśniaków.
Eliza, myląc się co do powodu jego gniewu, uważała za stosowne objawić swój wstręt do pijaństwa, zwłaszcza u ludzi starych. Ryszardowi wydała się w tej chwili głupią, a pani Fénigan, znając słabość syna do włóczęgów, a zwłaszcza do ojca Jerzego, pośpieszyła odwrócić jego uwagę.
— Patrzcie no, a to cud... ksiądz Cérès w nowej sutannie... Jaki wspaniały!
— Czy to ksiądz, odprawiający mszę w małej parafii? — spytała Eliza.