Strona:PL Courtenay-O jezyku pomocniczym miedzynarodowym 021.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Otóż np. w języku Esperanto strona znaczeniowa, strona semazyologiczna jest ułożona a posteriori także co do składu fonetycznego elementów prostych, czyli pierwiastków (rdzeni), zwłaszcza przy wyrazach istotnie międzynarodowych: np. teatr-, telegraf-, vers- (wiersz), kas- (kasa), krim- (przestępstwo, zbrodnia), objekt- (przedmiot), person- (osoba), ornam- (ozdabiać i t. p.
Strona morfologiczna tego języka w zasadzie swej jest także aposterioryczna, ale skład fonetyczny elementów formalnych stworzony został po większej części a priori. I to jest właśnie zaleta, przynajmniej według mego zdania. Tutaj właśnie powinny mieć pierwszeństwo symbole dowolne, w rodzaju np. -o (rzeczownikowość), -a (przymiotnikowość), -e (przysłówkowość), -i (bezokoliczność czasownikowa), -u (wola, chcenie czasownikowe), -us (warunkowość, przypuszczalność), -et- (zmniejszenie, zdrobniałość) i t. p. Inaczej trzebaby na chybił trafił naśladować przypadkowość historyczną tego lub owego języka. Tak np. symbol dowolny bezokolicznika -i, ma wyższość nad romańskiemi -ar, -er, -ir, nad germańskiem -en, nad słowiańskiem -ti, -t i t. p. Naśladowanie zaś obfitości języka starogreckiego i wprowadzanie do języka sztucznego kilku bezokoliczników (teraźniejszości, przeszłości, przyszłości) jest w języku „sztucznym” błędem nie do darowania.
Następnie słyszymy słuszne poniekąd skargi na trudność oddawania frazeologii rozmaitych języków. Istotnie przysłowia, soczyste przenośnie czysto narodowe (np. patrzyć przez palce, przysiedzieć fałdów, na złodzieju czapka gore i t. p.) nikną, a przynajmniej blednieją przy przenoszeniu ich do języka sztucznego międzynarodowego. Ale ja w tem nie widzę wielkiego nieszczęścia, zwłaszcza jeżeli zważymy, iż zadaniem takiego języka jest trzeźwe i proste oddawanie zwykłych myśli przy porozumiewaniu się ludzi różnojęzykowych. Przecież i bez języków „sztucznych” trudno jest przekładać idyotyzmy jednego języka „naturalnego” na inne języki „naturalne”.
A oto jeszcze zarzut. Wszelki język „sztuczny” jest przecież „językiem wymyślonym”, jest „fikcyą”. Istotnie tak. Ależ przecie, patrząc i mówiąc objektywnie, musimy się zgodzić, że Esperanto i inne języki „sztuczne” są taką samą „fikcyą”, jak wszelkie pozostałe języki, języki „naturalne”. Przecież wszystkie one mogą żyć tylko w indywidualnych głowach, jako grupy wyobrażeń językowych, złączone w jedną całość wspólnem, stale im towarzyszącem wyobrażeniem jednolitości plemienno-językowej lub też narodowo-językowej. A przecież zupełnie to samo stosuje się także do wszelkich języków „sztucznych”.
Nareszcie słyszymy zarzut, że Esperanto nie jest językiem, ale