Strona:PL Coś Len 015.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

panie, choć stara jestem i niedarmo przecież od lat tylu patrzałam na niebo i morze; — ale obłoczek płynął, coraz większy, większy, a czarna plama... Znam ją! Zrozumiałam wszystko. Dwa razy w życiu widziałam ją przecież i wiem, co niesie — burzę i rozbicie, śmierć dla tych, bo się tam bawią wesoło.
— A na lodzie całe miasto: starzy, młodzi, dzieci, panie i panowie, śmieją się, tańczą, słuchają muzyki, nie wiedzą, co ich czeka. Jak ich ostrzedz? Tam nic nie widać, — zresztą zajęci zabawą, nie myślą o nieszczęściu. — Gdybym silna była, gdybym mogła tam pobiedz... Lecz nogi ciężkie, jak gdyby z ołowiu, ręce mi się trzęsą; — otwieram okno z największym wysiłkiem, chcę krzyczeć — ale wrzawa mię zagłusza, słyszę śpiew, krzyki radości, wesela, świst chorągiewek, widzę migotanie świateł — a biały obłok płynie coraz większy i czarna plama... Już zajął pół nieba.
— Krzyknęłam z całej mocy — nikt nie słyszy; — za daleko! Co począć? Czy mam patrzeć na ich zgubę? Boże, mój Boże! Każda chwila droga, każda chwila im grozi!
— Wtem Bóg miłosierny zesłał mi myśl szczęśliwą: podpalę chatę, niech im znakiem będzie i głosem przestrogi. Cóż znaczy nędzna chata wobec życia tylu ludzi?
— Nie miałam zresztą czasu do namysłu, — rzuciłam śpiesznie ogień na posłanie i chciałam wyjść z izdebki. Za progiem jednak upadłam na ziemię i już nie mogłam powstać. Szum mię ogarnął, gorąco i płomień. Niby przez sen widziałam