Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mnie wśród nocy. Zawiodła mnie do wielkiego sosnowego lasu i ponowiła swoje prośby, nakłaniając mnie do ucieczki. Bez słowa odpowiedzi, ująłem w dłoń jej rękę i zmusiłem tę spragnioną łanię, aby się zapuściła ze mną w las. Noc była rozkoszna. Genjusz sfer potrząsał swemi niebieskiemi kędziorami, wonnemi od zapachu sosen; oddychało się słabym zapachem ambry, jaki wyziewały krokodyle, spoczywające pod tamaryndami nad rzeką. Księżyc błyszczał pośród lazuru bez plamy, a perłowe jego światło spływało na majaczące wierzchołki drzew. Nie było słychać żadnego odgłosu, prócz jakiejś dalekiej muzyki szemrzącej w głębi lasów: możnaby rzec, iż to dusza samotności wzdycha w niezmierzonej puszczy.
„Spostrzegliśmy poprzez drzewa młodego człowieka, który, z pochodnią w dłoni, podobny był do Geniusza wiosny, przebiegającego lasy, aby odmłodzić przyrodę. Był to kochanek, który szedł po wyrok swego losu do chały ulubionej.
„Jeżeli dziewica zagasi pochodnię, znaczy to iż przyjmuje ofiarowane śluby; jeżeli zasłoni oblicze nie gasząc jej, odrzuca zamęźcie.
„Wojownik, posuwając się w ciemnościach, nucił półgłosem te słowa:
„Wyprzedzę kroki dnia na szczycie gór aby szukać mojej samotnej gołębicy w lesie, między dębami.