Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niewiernego, wroga któregośmy wygnali z tych pałaców!
— Don Karlosie, odparła Blanka, kocham Aben-Hameta: Aben-Hamet kocha mnie; od trzech lat woli się mnie wyrzec, niżby się miał wyrzec wiary ojców. Szlachectwo, honor, rycerskość, to on cały; ubóstwiać go będę do ostatniego tchnienia.«
Don Karlos zdolen był odczuć całą wielkoduszność postępowania Aben-Hameta, mimo że bolał nad zaślepieniem Niewiernego. »Nieszczęsna Blanko, rzekł, dokąd cię zawiedzie ta miłość? Żywiłem nadzieję, iż Lautrec, mój przyjaciel, zostanie moim bratem.
— Myliłeś się, odparła Blanka: nic mogę kochać tego cudzoziemca. Co się tyczy moich uczuć dla Aben-Hameta, nie jestem z nich winna rachunku nikomu. Chowaj swoje śluby rycerskie, jak ja moje śluby miłości. Wiedz jedynie, na swą pociechę, iż nigdy Blanka nie zostanie żoną niewiernego.
— Nasz ród zniknie zatem z ziemi!... wykrzyknął don Karlos.
— Twoją jest sprawą utrwalić jego życie, rzekła Blanka. Cóż ci zresztą o synów, których nie ujrzysz, i w których wyrodzi się twoja dzielność? Don Karlosie, czuję że jesteśmy ostatni z naszego plemienia; zanadto wybujaliśmy ze zwykłego porządku aby krew nasza mogła zakwitnąć po nas: Cyd był naszym przodkiem, on