Strona:PL Chamfort - Charaktery i anegdoty.djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z panią de Mazarin. Prałat przeczył wszystkiemu i dodał: „Toć potwarz nie oszczędziła nawet pani! W mojej miłostce z panią de Mazarin nie więcej jest prawdy niż w tej o którą panią pomawiają z kardynałem. — W takim razie, rzekła spokojnie kanoniczka, dziecko jest pańskie“.

Król i królowa portugalscy byli w Belen na walce byków, w dniu w którym zdarzyło się trzęsienie ziemi w Lizbonie. To ich ocaliło; i faktem jest — co mi potwierdziło wielu Francuzów, bawiących wówczas w Portugalji — że nigdy król nie dowiedział się o ogromie klęski. Najpierw powiedziano mu o kilku zburzonych domach, potem o paru kościołach; ponieważ zaś nigdy potem nie był w Lizbonie, można powiedzieć, że to jest jedyny człowiek w Europie, nie mający istotnego pojęcia o klęsce, która zdarzyła się o milę.

N... powiadał o pannie X (która nie była przedajna, szła tylko za głosem serca i dochowywała wiary swemu wybrańcowi): „To urocza osoba, która żyje najuczciwiej jak tylko można żyć poza małżeństwem i poza celibatem“.

Spytałem pana de... czy się ożeni. „Nie sądzę“, odparł; i dodał, śmiejąc się: „Żony, któraby mi się nadała, nie szukam, nawet jej nie unikam“.

Pan de L..., znany ze swej mizantropji, powiadał tłumacząc swoje upodobanie w samotności: „Trzeba djabelnie kogoś lubić, aby go widywać“.

Ktoś mówił o szacunku, na jaki zasługuje publiczność. „Tak, rzekł N..., szacunek zrodzony z przezorności. Wszyscy gardzą przekupkami; mimo to, któżby miał ochotę obrazić je, przechodząc przez Hale?“