Strona:PL Cecylia Niewiadomska - Dotrzymuj słowa.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ewcia wtedy kładła paluszek na ustach i przestraszonym, lecz śmiejącym wzrokiem patrzała na Zygmusia. Przecież oczami książki nie powala!
I tak cichutko było w dziecięcym pokoju, że Oleś słyszał brzęczenie przelatującej muchy. Ta cisza go zaniepokoiła: Zygmuś tam coś musi broić.
Podniósł się ostrożnie z krzesła i też cichutko, na palcach szedł do sypialni dzieci. Minął drzwi i wysunąwszy głowę naprzód, ujrzał Zygmusia, stojącego przy łóżeczku Ewci, pochylonego z nią razem nad książką.
— Aha! — krzyknął ze złością i jak wilk skoczył ku dzieciom.
Ewcia i Zygmuś drgnęli, a ten ostatni z przestrachu kichnął głośno.
Oleś krzyknął po raz drugi, porwał książkę, nie zważając, że Ewcia trzyma jedną kartkę w ręku, i szarpnął ją z całej siły.
Kawałek kartki został w ręku Ewci, kichnięcie Zygmusia trochę spryskało obrazek, lecz z tego nie byłoby śladów.
Wszystkie dzieci płakać i krzyczeć zaczęły: Ewcia aż się zanosiła z żalu, zapewniając mamę, że nic nie jest winna, Zygmuś szlochał i powtarzał, że nicby się nie stało, gdyby Oleś nie wpadł na nich niespodzianie, — a Oleś ryczał poprostu z rozpaczy i złości.
— Moja książka! moja droga książka! — wołał. — Podarli mi ci niegodziwcy! Podarli,