Strona:PL Bronte - Villette.djvu/733

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

opuszcza: nie mogąc przeszkodzić mojemu wyjściu, nie mając władzy zatrzymania mnie, wstała i poszła w ślad za mną, jak cień. Na ostatnim stopniu schodów odwróciłam się.
— Czy i pani idzie także, Madame?
— Tak — rzekła, patrząc mi w oczy ze szczególnym wyrazem: chmurnym, ale stanowczym. Poszłyśmy więc, nie po społu jednak; Madame szła tuż za mną, krok w krok.
Był na miejscu. Wszedłszy do pierwszej klasy, ujrzałam go. Raz jeszcze stanęła przede mną tak dobrze znana, tak bliska mi postać. Nie wątpię, że uczyniono wszystko, aby powstrzymać go od przyjścia tutaj, przyszedł jednak.
Dziewczęta otoczyły go półkolem, a on obchodził je, jedną po drugiej, żegnając się z nimi, ściskając je za ręce, dotykając ustami policzka każdej. Obyczaj cudzoziemski pozwala na to przy podobnej ceremonii uroczystego pożegnania, rozłąki na tak bardzo długo.
Dręczyło mnie najciężej poczucie, że mam nieustannie na karku idącą tuż za mną Madame Beck; szyja moja i plecy wzdrygały się gorączkowo pod owiewającym je oddechem jej; byłam straszliwie podniecona.
Zbliżał się, obszedł już prawie całe półkole dziewcząt, podchodził do ostatniej i wreszcie zawrócił. Ale Madame zdążyła wysunąć się przede mną, pierwsza, zdając się powielać swoje rozmiary, poszerzać, rozpościerać i pogrubiać fałdy okrywającego ją szala; zasłoniła mnie w zupełności, byłam całkowicie ukryta przed wzrokiem tego, kto niewątpliwie szukał mnie nim. Znała moją słabość, moją niezdarność w wywalczaniu czegokolwiek dla siebie przebojem; umiała obrachować stopień mojej bezradności, mojego moralnego bezwładu i zupełnego mojego braku zdolności samoobrony, jakie paraliżwały mnie w momentach przełomowych. Pośpieszyła ku swemu krewniakowi, zalewając go od razu potokiem wymowy, ściągając na siebie całą jego uwagę, przepychając go przemocą nieomal ku oszklonym drzwiom, wychodzącym na

345