Strona:PL Bronte - Villette.djvu/587

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łam nawet i których odczytywanie pogrążyłoby mnie nieuchronnie w sen jak najgłębszy.
Pewnego razu, kiedy rzucił mi w twarz podobne oskarżenie, nie wytrzymałam i ostro przeciwstawiłam mu się. Zebrawszy naręcz książek z mojego biurka, zapełniłam nimi mój fartuch, aby cały ten balast cisnąć Monsieur pod nogi.
— Niech pan je zabierze, Monsieur — rzekłam — i niech pan przestanie uczyć mnie. Nie prosiłam pana nigdy o zrobienie ze mnie uczonej a pan czyni co może, aby kazać mi odczuć do głębi, że zdobywanie wiedzy nie jest szczęściem.
Powróciwszy do mojego biurka, oparłam głowę na ramieniu, zamilkłam i w ciągu dwóch dni po tej rozmowie nie odzywałam się do profesora ani słowem. Widziałam, że boli go to, a i ja byłam szczerze zmartwiona. Jego przyjazny stosunek do mnie był mi bardzo miły i drogi — przyjemność nowa dla mnie i nie dająca porównać się z niczym. Teraz, kiedy pozbawił mnie jej, nie dbałam już o jego lekcje.
Książki nie zostały jednak zabrane, odłożył je starannie na poprzednie ich miejsce i przyszedł jak zwykle na lekcję ze mną. Nastąpiło pogodzenie się — może uległam zbyt pośpiesznie; powinna byłam wytrzymać dłużej sytuację, kiedy jednak spojrzał na mnie takimi dobrymi, poczciwymi oczami, i wyciągnął do mnie rękę gestem przyjacielskim, nie była w stanie pamięć moja zachować z należną siłą chwil przecierpianej z jego powodu udręki. A zresztą, pogodzenie się bywa zawsze tak bardzo miłe!
Pewnego rana przyszło zaproszenie od mojej chrzestnej matki, abym wraz z nią wysłuchała ciekawego odczytu, jaki miał być wygłoszony w opisanej już poprzednio auli publicznej. Doktór John przyniósł to zaproszenie osobiście i przekazał je ustnie Rozynie, która nie zawahała się pójść za Monsieur Emanuelem, przechodzącym w owej chwili do najwyższego oddziału, w jego obecności stanęła „carrément“ — śmiało — przed moim biurkiem

199