Strona:PL Bronte - Villette.djvu/543

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ XXVIII
ŁAŃCUSZEK DO ZEGARKA

Monsieur Paul Emanuel był osobliwie wrażliwy na przeszkadzanie mu z jakiegokolwiek powodu podczas jego wykładu. Przejście przez pokój klasowy w tych warunkach uważane było przez nauczycieli i uczennice, przez każdego z osobna i przez wszystkich razem, wyczynem, narażającym życie śmiałka, który ważyłby się na to.
Sama nawet Madame Beck, o ile wyjątkowe okolicznoności zmuszały ją do tak ryzykowngeo przedsięwzięcia, prześlizgiwała się cichaczem, unosząc w górę fałdy sukni, i możliwie omijając budzącą postrach katedrę, ni to okręt, usiłujący wyminąć groźnie spiętrzoną falę. Co się tyczy Rozyny, odźwiernej, której przypadał co pół godziny niebezpieczny obowiązek sprowadzania uczennic z samego serca tego czy innego oddziału na lekcję muzyki i śpiewu — bądź w kaplicy, bądź w wielkim, czy mniejszym salonie, w sali jadalnej, czy wreszcie gdziekolwiek znajdował się fortepian — drętwiała biedaczka za każdym razem z przerażenia, jakim przejmowało ją zwrócone ku niej niewypowiedzianie groźne spojrzenie spoza grubych szkieł okularów.
Pewnego dnia siedziałam w carré, zajęta haftem, zaczętym, a potem niedokończonym przez jedną z uczennic. Gdy palce moje uwijały się przy tamborku, uszy moje napawały się słuchaniem dolatującego z sąsiedniej klasy głosu, wzmożonego chwilami, a potem znów opadającego harmonijnymi kadencjami; w pewnych momentach głos ten nabrzmiewał groźnie, zdradzając pasję wykładowcy, to znów przycichał, niczym łoskot gromu podczas burzy. Dość gruba ściana oddzielała miejsce mojego

155