Strona:PL Bronte - Villette.djvu/512

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

daje mu się od pewnego czasu jestem ustawicznie „en l‘air“ — że fruwam w powietrzu. Jest pewien, że wychodzę sześć razy w tygodniu.
— Przesadza pan — rzekłam. — Prawdą jest niewątpliwie, że więcej korzystam ostatnio z rozrywek, z pewnej odmiany, która bardzo już należała mi się. Była mi bardzo potrzebna. Nie nadużywam jej wszelako.
— Należała się pani?! Była pani potrzebna?! — I dotychczas chyba, jak ma prawo przypuszczać, nie było mi źle. Potrzebne mi rozrywki?! Potrzebna odmiana?! Powinnam, jego zdaniem, porównać moje własne życie z życiem katolickich „religieuses“ — zakonnic — i zbadać je dokładniej. Im nie jest potrzebna odmiana, nie są potrzebne rozrywki.
Nie wiem jaki wyraz odbił się na mojej twarzy podczas tego przemówienia Monsieur Paula, sprowokował go on jednak widocznie: zarzucił mi, że nie dbam o nic i o nikogo, że jestem lekkomyślna, nazbyt światowa, ze jestem epikurejką, że mam wygórowane ambicje, że dotknięta jestem manią wielkości, że trawi mnie żądza zabaw, umiłowanie błyskotek i przepychu. Przekonywa się teraz, że brak mi zupełnie „receuillement“ — i „dévouement“ — skupienia i zdolności poświęcania się — że nie dbam o dobrodziejstwo łaski, nie mam wiary, ani ducha ofiarności, czy samoponiżenia i pokory.
Czułam, że wszelkie bronienie się moje przeciwko tym zarzutom byłoby nadaremnym trwonieniem słów, zajęłam się więc w dalszym ciągu w milczeniu poprawianiem stosu zeszytów angielskich z ćwiczeniami.
— Nie widzi we mnie ani jednej cechy prawdziwej chrześcijanki: na równi z większością innych protestantów tarzam się w grzechu dumy i samowoli pogaństwa.
Odwróciłam z lekka głowę od niego, wtulając się bardziej jeszcze pod opiekuńcze skrzydło milczenia.
Zgrzytnął zębami, mruknąwszy coś niewyraźnego: nie mogło to chyba być „juron“ — przekleństwo — był na to zbyt pobożny, jestem jednak prawie pewna, że usłyszałam wyraz, ,sacré — do licha — Przykro mi wyznać,

124